Sorry, taką mamy kolej w Polsce

Fot. Jędrzej Pilarski

Czy mogę jeździć pociągiem bez biletu, tylko na podstawie przeprosin? Bo mnie kolej ciągle przeprasza: że pociąg się spóźnia, że nie ma prądu i wody. Ale za usługę, choć wiecznie wybrakowaną - płacić zawsze muszę. Nasz czytelnik opowiedział nam o swoich podróżach koleją.

Tomasz Bodył na co dzień jest dziennikarzem motoryzacyjnym. Codziennie dojeżdża z Lublina do pracy w Warszawie.

- Ja mam, proszę panów, bardzo dobre połączenie. Pierwszy pociąg jest 4.23 rano. Na niego zazwyczaj nie zdążam, choć sporo osób jeździ. Musiałbym wstać za pięć czwarta. Już się w to nie bawię, bo to trochę hardcore jest.

Potem jest połączenie o 5.23 i 6.24.

Dzisiaj przyjechałem z Lublina "Kijowem". To znaczy ekspresem o 5.23. Wchodzisz do przedziału, mówisz "cześć" znajomym, bo znacie się z widzenia, i idziesz spać. Po drodze wsiadają jeszcze Puławy, Dęblin i Pilawa. Pociąg jest więc wypchany na full.

Powinien jechać 2 godz. 13 min. Czyli zgodnie z rozkładem przed ósmą jestem w Warszawie, a przed dziewiątą jestem u siebie w robocie.

Jadę rano, wracam tego samego dnia wieczorem. I tak pięć razy w tygodniu od ponad dwóch lat. Pierwszy pociąg powrotny był 15.20, teraz jest 14.58. Ale na niego właściwie nigdy nie zdążam. Później jest 16.50 "Kijów". Ale standardowo wracam "Gałczyńskim", czyli 17.50.

Bilet miesięczny kosztuje 438,60 zł. Upoważnia do nieograniczonej liczby przejazdów na trasie Lublin - Warszawa liniami TLK.

Nazywa się "City Bilet". Ładnie. Tylko jak chcę go kupić, to panie w kasie nie wiedzą, o co mi chodzi. Jak mi się spieszy, to robię tak, że wyjmuję stary bilet z portfela i mówię: - Poproszę taki sam od dzisiaj albo od jutra.

A jak mam czas, to się z nimi droczę. I wtedy ta kasjerka, która nie wie, o co chodzi, krzyczy: - Zuza Zuza. Chodź tutaj, bo jest taki jeden, co chce coś takiego, a ja nie wiem, co to jest.

Zuza faktycznie zazwyczaj wie, choć raz, jak mi ten bilet wypisywali, to pani w kasie to robiła tak długo, że się na pociąg spóźniłem. Jak go kupowałem ostatnio 13 lipca, pani kasjerka twierdziła, że w ogóle nie ma takiego biletu. Poprawnie wydała go za trzecim razem.

Z tymi kasami to zawsze jest jakaś akcja. Stoję raz na Centralnej. Była kolejka, bo w piątek na Centralnej zawsze jest kolejka.

Pani, nie oglądając się na kolejkę, zamknęła okienko i powiedziała, że jest przerwa.

Kolejka się wzburzyła, bo tam była karteczka z informacją, kiedy jest przerwa. A teraz nie jest czas przerwy. To pani zdjęła karteczkę i wyszła.

I tak to funkcjonuje.

Stałem niedawno na Dworcu Wschodnim w Warszawie. Tam do kas są numerki.

Pięć kas otwartych, wszystkie wolne, idę do pierwszej z brzegu po bezpłatną miejscówkę, a tu pani do mnie: A numerek pan gdzie ma? Kasjerka, która siedziała obok i to usłyszała, śmiała się tak, że mało co z krzesła nie spadła. Podszedłem do niej i ona mówi: - Ja już panu dam tę miejscówkę, ale podkreślam, że daję ją panu NIELEGALNIE.

Wziąłem tę swoją nielegalną miejscówkę i poszedłem na pociąg.

Zapewniamy, że spółka jest wdzięczna za wszelkie uwagi zmierzające do podniesienia jakości usług. Wszelkie uwagi są przez nas dokładnie analizowane oraz w przypadkach uzasadnionych podejmowane są działania naprawcze. Warto dodać, ze system regulacji kolejności zgłaszania się podróżnych do okienek kas biletowych na Dworcu Warszawa Wschodnia ma na celu usprawnienie obsługi poprzez optymalizację czasu oczekiwania w kolejce, bowiem czas obsługi kasowej jest różny w zależności od potrzeby Klienta.

Na kolei to już nic mnie nie zdziwi

Jak zobaczyłem po raz pierwszy, że jest takie połączenie TLK "Kijów", to zadzwoniłem na infolinię, czy mogę nim pojechać, bo to ekspres międzynarodowy, a ja mam bilet miesięczny.
 

Za pierwszym razem usłyszałem, że mogę jechać, ale coś mnie tknęło, więc zadzwoniłem po raz drugi i tu już pan mi powiedział, że nie mogę jechać. Żeby się upewnić, zadzwoniłem jeszcze raz i teraz już trzeci pan powiedział mi, że podejrzewa, że mogę jechać.

Śmieszne? Nie dla mnie.

Moja matka mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Pyta się w informacji, jak dojechać do Lublina, bo jedzie do mnie na święta. To jest prawie 400 km. Podali jej trasę, w sumie podróż 10 godzin.

Wchodzę do internetu, sprawdzam w wyszukiwarce i widzę, że to samo połączenie można zrobić w 7,5 godziny. Czyli jest 2,5 godziny oszczędności. Mama idzie do informacji, i co słyszy? Faktycznie, mamy takie połączenie. Ale już przepraszam to jej nikt nie powiedział.

Mama jest emerytką kolejarską. Ma zniżki na kupno biletu. Wyjeżdża ode mnie po świętach 2 stycznia. Piszę maila, w którym pytam: co jest ze zniżkami? Odpowiedzieli, że mamy już rok 2014, a matka ma zniżki na rok 2013. Idę na dworzec, kupuję jej bilet i co się okazuje? Że zniżki obowiązują do 5 stycznia.

Jeżeli posiadał Pan poświadczenie na rok 2013, ważność biletu nie mogła być dłuższa niż do 31 grudnia 2013 r. W związku z powyższym pracownicy TK Telekom udzielili poprawnej informacji, wyjaśniając, że na podstawie poświadczenia wydanego na rok 2013 nie może Pan zakupić biletu ulgowego w 2014 roku.

Niemniej jednak przewoźnicy mogą dopuścić możliwość przedłużenia ważności starych poświadczeń, w przypadku gdy poświadczenia na nowy rok nie zostały jeszcze wydane.

A pani myje ręce?

Jak już się gdzieś dodzwonię, to rozmawiam konkretnie. Pytam: - Jak pani wychodzi z toalety, to czy pani myje ręce? - No myję. - Ja też bym chciał! Ale wody nie ma.

Pytam się konduktora, czemu zimą w pociągach nie ma wody. - Bo nie lejemy do zbiorników. A dlaczego nie lejecie? - Bo jak jest zimno, to pękają - odpowiada.

No dobra, ale zima była w tej części świata zawsze. - Ale wie pan my modernizujemy swój tabor - mówi konduktor. - Od 2016 roku będziemy mieć już nowsze wagony, już będą podgrzewane zbiorniki i będzie woda.

- To bierzcie ode mnie pieniądze od 2016 roku!

- Nie, tak to nie działa - odpowiada konduktor.

Zimą często nie ma ogrzewania. Jadę i nie ma go przez jeden dzień, drugi, trzeci. Ktoś powinien o to dbać, a nie dba. Z kolegami pasażerami dowcipkujemy na ten temat w przedziale. Każdy w szaliku i czapce. Przychodzą konduktorzy, to pytam: - Grzejecie? - Wie pan, TEORETYCZNIE GRZEJEMY - odpowiada konduktor.

Jadę zimą w poniedziałek, w pociągu na całej trasie nie ma światła. Awaria. Zepsuło się. Jadę we wtorek i jest dokładnie to samo. Ciemno. Dla mnie to problem, ale co ma powiedzieć kobieta z dwójką dzieci, która musiała je po ciemku zebrać, bo wysiadała w Puławach? Zgarnięcie dzieci z pociągu samo w sobie jest trudne, a proszę zrobić to jeszcze po ciemku.

Kolej obiecuje wi-fi. My mamy XXI wiek, a w pociągach nie ma wody, ogrzewania, światła! O tym rozmawiajmy.

A oni podchodzą do tego na zasadzie: O, zepsuło się. Trudno.

Nie ma krawędzi peronowej

Pociągi spóźniają się zawsze na minuty, nigdy na godziny. Zimą oczywiście częściej niż latem. Jak człowiek jedzie koleją dwa razy do roku i pociąg się spóźni godzinę, to jest przygoda. Anegdota. Wracasz, opowiadasz znajomym. Ale jak jedziesz pięć razy w tygodniu i on się spóźni trzy razy po pół godziny albo i godzinę, to to zaczyna cię irytować.

Dlaczego pociągi się spóźniają? Najczęściej z powodu skomunikowania. Czyli jeden pociąg czeka na drugi. Pociąg ze Szczecina do Warszawy się spóźnia, bo spóźnił się pociąg z Gdyni do Szczecina, a ten ze Szczecina do Warszawy musiał na niego poczekać.

 

Jechałem jesienią ubiegłego roku na pogrzeb do Ostrowa Wielkopolskiego, traf jeszcze chciał, że mi się dzieci rozchorowały, a mam dwójkę.

Na tej trasie było tylko jedno połączenie. Na początek jechałem Przewozami Regionalnymi z Ostrowa Wielkopolskiego do Poznania, w Poznaniu miałem przesiadkę do Warszawy, a w Warszawie do Lublina. Trójkąt bermudzki po prostu. Więc jadę tymi Przewozami Regionalnymi z Ostrowa Wielkopolskiego do Poznania, widzę, że się spóźniamy, i mówię do konduktora: - Niech pan załatwi skomunikowanie. Czyli żeby pociąg z Poznania do Warszawy poczekał kilka minut.

Ale konduktor nie załatwił nic.

Efekt był taki, że wracając z pogrzebu i mając chorą dwójkę dzieci, nie byłem w domu tego dnia wieczorem, tylko następnego dnia rano.

Wkurzyłem się i złożyłem reklamację. I dostałem odpowiedź, że skomunikowanie nie było możliwe z powodu braku krawędzi peronowej. Ładne, prawda? Takie poetyckie. A tak w ogóle, to źle zaplanowałem podróż, bo było tylko 12 minut na przesiadkę.

Jak miałem inaczej zaplanować, skoro nie było innego połączenia? W Szwajcarii wystarczają dwie minuty na przesiadkę, u nas 12 to za mało.

Mimo bycia Prezesem największej spółki przewozowej muszę poświęcić czas dla tych, dzięki którym i dla których funkcjonuję. Nie będę jednak ukrywał, że Pański problem jest swoistym przykładem, potwierdzającym fakt związany ze specyfiką transportu trasowanego, czyli transportu szynowego.

Nie jest moją intencją, przedstawianie wykładni zasad jego funkcjonowania, jednakże proszę mi wierzyć, iż problem wolnej krawędzi peronowej jest prawdziwym powodem Pańskich perturbacji w podróży. JESTEM KOLEJARZEM Z PRAWIE 30-letnim doświadczeniem. 


Jeszcze raz bardzo przepraszam za Pańskie niedogodności.

Przepraszam w imieniu całej społeczności kolejowej.

Na kolei spółek jest mnóstwo, a jedni zwalają winę na drugich. Powinni mieć jeszcze jedną spółkę od śrubek, a drugą od nakrętek. Gwarantuję, że jedne do drugich by nie pasowały i obie by na siebie zwalały winę.

Konduktor do mnie przychodzi i sprawdza bilet. - A dlaczego mamy opóźnienie? - pytam się go.

- Mieliśmy korek, pojechaliśmy za jakimś pociągiem osobowym.

- To trzeba było pojechać przed nim.

- Ale to nie my o tym decydujemy, tylko Polskie Linie Kolejowe. Ja mam tylko sprawdzić bilet, i tyle ode mnie zależy.

- To, panowie, oddajcie mi za bilet.

- Dlaczego mam panu oddać?

- Bo się spóźniliście. Pan tutaj przyszedł sprawdzić, czy wywiązałem się z mojej części umowy, obowiązku kupna biletu. I ja go mam. Ponad 400 zł miesięcznie kosztuje ta przyjemność. To ja się wywiązałem, a wy się nie wywiązujecie.

- Ale to nie ode mnie zależy - odpowiada.

Uprzejmie wyjaśniamy, że na opóźnienie pociągu wpływa wiele czynników, które nie zawsze zależą od przewoźnika. Z uwagi na to, że nie jesteśmy jedynym przewoźnikiem korzystającym z linii kolejowej, zdarza się, że opóźnienie jednego pociągu powoduje ograniczenie prędkości jazdy oraz nieplanowe postoje kolejnych pociągów.
 

Opóźnienia pociągów powstają również wskutek awarii urządzeń samoczynnej blokady liniowej i sterowania ruchem kolejowym, zachowania się osoby trzeciej itd., co znacznie ogranicza prowadzenie ruchu kolejowego.

Reklamacje wysyłam mailem

Tak jest najprościej. Na początku raz się zaparłem, żeby załatwić to formalnie. Na Dworcu Centralnym jest biuro obsługi klienta. Opowiedziałem, o co mi chodzi. Pani to spisała. Skserowała bilet, dowód osobisty. Po miesiącu dostaję informację, że reklamacja nie może być rozpatrzona. Dlaczego? Żeby złożyć reklamację na kolei, trzeba załączyć oryginał biletu. Jest specjalne rozporządzenie ministra w tej sprawie.

Jeszcze miałem złudzenia. Widzę, że jest numer telefonu podany na tym piśmie. Dzwonię i mówię: - Człowieku, ale ta pani wszystko skserowała!

- No tak.

- To po co panu oryginał?

- Bo taki jest przepis.

- To po co ona kserowała?

- No nie wiem. Musi pan dosłać oryginał biletu.

- To jeżeli potrzebny jest oryginał biletu, to dlaczego ona przyjęła tę reklamację, nie mając tego oryginału biletu?

- No nie wiem.

Pracownicy kolei chętnie przerzucają się papierami.

Wysyłam maila ze skargą, na co pani mi odpowiada, że nie może tego uznać za reklamację, bo mail nie spełnia procedur. - To niech mi pani wytłumaczy, dlaczego przy tych procedurach jesteście megaskrupulatni, a jeśli chodzi o rozkład jazdy pociągów - nie? Ja muszę dostarczyć wszystkie papiery, a wy papieru do łazienki to już nie.

Pod koniec ubiegłego roku wprowadzili bezpłatne miejscówki. Cyrk był nieprawdopodobny. Nie można było wybrać sobie miejsca. Efekt był taki, że jak był pociąg TLK "Kochanowski", to dwa pierwsze wagony były zapchane po osiem osób w przedziale, a pozostałe dwa jechały puste. Pytam: dlaczego? System. System przydzielał miejsca od początku, czyli od czoła.

Odpowiadając na Pana reklamację dotyczącą zwrotu należności za miejscówkę wydaną na przejazd pociągiem TLK Gałczyński PKP Intercity uprzejmie informuje, że otrzyma Pan zwrot należności w kwocie 5 zł za ww. miejscówkę oraz zwrot należności za nadesłaną korespondencję w wysokości 1,55 zł. Należność zostanie Panu przesłana za pośrednictwem poczty. 

Oni mnie przepraszają. Ale przeproszony to ja już zostałem, i to wielokrotnie.

Ja nie mogę zrobić tak jak oni. Że przyjdzie konduktor, powie: "Bilet do kontroli poproszę", a ja odpowiem: "PRZEPRASZAM, ale nie mam". Albo: "UBOLEWAM, że nie mam". Jeżeli ja będę mógł jeździć na podstawie przeprosin, to w porządku.

Konduktor nie rozumie, jak ja mogę mieć do niego pretensje, przecież on jest tylko od sprawdzania biletów. To pytam: od kogo to zależy? Imię, nazwisko, numer telefonu niech pan da, to ja zadzwonię do tej osoby. Nie ma.

Woda i batonik

Jeślibym w tej kawiarni, w której teraz jesteśmy, dostał zepsutą bułkę, to gwarantuję, że coś by z tym zrobili. Nie wiem, daliby mi kawę gratis.
 

Ja pisałem do kolei setki razy. Czy ktoś się do mnie odezwał z pytaniem: co możemy dla pana zrobić? Nie. Zupełnie nic.

Przepraszam, raz jak zrobiłem filmik z zatkaną umywalką, z której wylewała się brunatna woda, dostałem pismo od dyrektora jakiegoś zarządu okręgu czy dyrekcji, że mogę odebrać dwuosobowy voucher. Nie wiem do czego, bo go nie odebrałem. Ale on przynajmniej pomyślał: "Mamy problem, trzeba coś z nim zrobić".

Źródło: Gazeta Wyborcza